20 cze 2014

Koniec naszej historii...

Niestety... tak to jest, wszystko ma swój początek i koniec. Wataha Życia również.

Czemu zamykam watahę? Otóż wataha ma już ponad pół roku i jak widzę wena w was już zgasła i pozostał tylko popiół... popiół który kiedyś był ogniem, dzięki któremu ta wataha żyła... na prawdę żyła. Ale już umiera. Ciągle zawieszana przeze mnie... miałam ją 2 dni temu odwiesić, ale nie... nie zrobiłam tego. Myślałam... i już wiem że dobrze robię zamykając watahę, gdyż 1 lipca wyjeżdżam na 2 tygodnie... a wy zapewne też macie jakieś plany na ten wspaniały w życiu ucznia czas... a potem wrzesień... ja będę musiała wziąć się porządnie do nauki bo babka mnie zabije ;_;.  Właśnie sumując te wszystkie rzeczy zrozumiałam że czas nadszedł. I mimo że wiem że dobrze robię i tak łzy ciekną mi ukradkiem...
Przeżyłam z wami wszystkimi wspaniałe dni, tygodnie, miesiące. Było pięknie... i nie żałuję że założyłam tą oto watahę Życia - moją pierwszą watahę i zapewne ostatnią. Ten czas kiedy przesiadywałam na watasze był jak piękny sen... a sny jak to sny też mają swój początek i koniec...

Tyle planowałam...  tyle zwariowanych pomysłów. Ale cóż, los tak sprawił że te plany nie będą mogły zostać wcielone w życie...

Dzięki tej watasze... a raczej WAM i waszym opowiadaniom obudziłam w sobie uśpioną od dawna wyobraźnie.

Pisząc ten ostatni post na tej watasze myślę sobie... czy nie cofnąć swojej decyzji... ale nie... trzeba żyć dalej, nie oglądać się za siebie tylko brnąć przed siebie!
Chciałabym jeszcze serdecznie podziękować każdemu kto tu był i się udzielał... nie raz na ruski rok, tylko często, czyli przede wszystkim naszej Dey... Deynarze, która pewnie się wkurzyła bo nie skończyła dramy z Tomem :P xD
No cóż los często płata nam figle. Zamierzałam jeszcze napisać tu o paru sprawach które wiercą mi dziurę w głowie ale to by było za dużo do czytania >.<

A więc... już czas... to są ostatnie słowa... jeszcze raz dziękuję za to że byliście tutaj, że pisaliście szalone opowiadania, że doradzaliście mi, że spamowaliście w komentarzach no i ostatnie - że PRZECZYTALIŚCIE to do końca!!! xDD
Żegnam was... lecz stronę watahy zostawiam, dla wspomnień... pamiętajcie, zawsze możecie do mnie napisać na howrse (JULKA2000).

ZAWYJMY WSZYSCY RAZEM PO RAZ OSTATNI!!! 


Wasza Alfa
Kasumi

PS. Życzę aby każdemu z was się wiodło w życiu, jak i w grze, jak i w realu. Szczęścia, zdrowia i spełnienia marzeń....

 

5 cze 2014

ZAWIESZAM!

Zawieszam watahę do 18 czerwca (środa). Powód? Koniec roku się zbliża i zapewne większość z was musi popoprawiać oceny. W tym ja xD.
Życzę wam dobrych ocen na koniec roku szkolnego C; i żebyście nie zapomnieli o Watasze Życia! :P

Wasza Alfa
Kasumi

Od Samanthy C.D. od Kreski - "Tego nie wiadomo"

Od Samanthy C.D. od Kreski - "Tego nie wiadomo"

Stałam z boku. Nic nie mówiłam. Obserwowałam zaciekawiona co będzie dalej. "Faceci.." - pomyślałam i omal się nie roześmiałam. Kreska chyba zauważyła ten problem ale nie wiedziała co z tym począć.
- Kreska. - szepnęłam do wadery
- Hmy?
- Zrób coś z tym. - wskazałam nosem na zbulwersowane "dzieci" które chcą się bawić w "gryzaka".
- Ale co? - zapytała nieco przybita
- Zmień temat. - rzuciłam po czym zaczęłam mówić na głos - O ile mnie pamięć nie myli to wcześniej byliście wrogami, tak? Kreska, Kreml?
- Tak. - uśmiechnęła wilczyca a Mundus wylądował gdzieś z boku
- Zabawne, jak to czasem może się wszystko zmienić. - zachichotałam
- Nom, trzeba przyznać rację. - przytaknęła
- A co z tobą i z Louim? - zapytał Kreml
Zagotowałam się cała. wbiłam pazury w ziemię i instynktownie wrzasnęłam:
- ŻE CO?! SUGERUJESZ ŻE JA I TEN... TEN... JESTEŚMY RAZEM!?
Basiora "wbiło w siedzenie".
- Emm... Nie no... em... nie to miałem na myśli... to było raczej pytanie czy to jest przyjaciel... dal ciebie... - jąkał się
Gdyby nie obecność Kreski i fakt że to jej narzeczony to bym go odesłała w kawałkach do medyka.
- KTO NIBY ROZPUŚCIŁ TAKIE PLOTKI!? - syknęłam
- Ta... ta Kasumi. - spojrzał w ziemię - Nie chciałem cię urazić...
Uspokoiłam się nieco... dobrze że to nie on takie coś rozpowiedział.
- Wybacz mu, czasami gada to co mu na język pocieknie. - Kreska uratowała sytuację
- Dobrze, rozumiem. - opanowałam się
Kątem oka zauważyłam że Mundus dusi się ze śmiechu - zignorowałam go.

< Kreska? Zlej narzeczonego za plotkarstwo ^^ >

2 cze 2014

Od Telera C.D. od Deynary

Biegłem jak najszybciej za Deynarą. Ta, goniona zapachem, wzleciała wysoko w górę.
- Poczeeeekaj... - krzyknąłem ile sił w płucach. Zatrzymałem się. Rzeczywiście, w powietrzu unosł się mocny zapach spalenizny.
- Zobacz! - Wadera z góry wskazała łapą na las - łuna i dym. Pali się!
Przełknąłem ślinę. Ogień, to jednak straszny żywioł.
Zamyśliłem się. Gdy spojrzałem w górę, Deynary już tam nie było. Rozejrzałem się ze strachem. Nie wiem dlaczego, ale to, że Deynara znikła z zasięgu wzroku, przestraszyło mnie. Po chwili dostrzegłem z ulgą, że wadera biegnie na złamanie karku w stronę palącego się lasu.
Oczywiście popędziłem za nią. Gdy dobiegliśmy do krawędzi lasu, ujrzeliśmy popłoch i strach wśród małych zwierzątek, owadów i tym podobnych. Nie było jednak widać żadnego wilka.

<Deynaro?>

Od Kreski C.D. od Samanthy - "Tego nie wiadomo"

- Kreml! - krzyczałam biegnąc w jego stronę. Po chwili jednak zorientowałam się że jako dama nie powinnam pędzić jak szalona w stronę Kremla. Stanęłam więc z gracją, przybrałam poważny wyraz twarzy i czekałam aż mój narzeczony (TAK: narzeczony!) dobiegnie. Udało mu się to chwilę później, gdy słaniając się na nogach dotarł do mnie z zadyszką. Teraz, uznałam za stosowne, zapytać, o co chodzi.
- Co się stało, Kremlu?
- Niic... - wilczur starał się przypomnieć sobie, o co chodziło - Ach! - krzyknął - wszystko już załatwione!
- Kiedy ślub? - zapytałam znów lakonicznie
- Pojutrze! - uśmiechnął się. Odwzajemniłam uśmiech. Nawet nie zauważyliśmy, gdy podeszła do nas Samantha, a za nią przydreptał Mundus.
- Kto to jest?! - usłyszałam zza siebie. Odwróciłam się, i zobaczyłam owo błękitne stworzenie które określiło siebie jako "Milvus hyacintho", wskazujące skrzydłem mego narzeczonego. Gdy ten to zobaczył, odskoczył jak oparzony i krzyknął:
- Siniy aist!! *
- Co siny?! Co siny? - obruszył się ptak - modry!
- Hhh... - zadrżał z odrazą Kreml - Htyrek.
- Chyba chciałeś powiedzieć "Gtyrek" - przekrzywłam głowę.
- Htyrek! - powtórzył wilk - wiem co to. Obrzydliwe opryszki! Malarie, chore.
- NIe będę tego słuchać - Mundus chwiejnie wzleciał kilka metrów w górę patrzył na Kremla z nienawiścią z góry.
Znam Kremla, wydaje mi się że jako tako poznałam Mundusa, i wiem, że gdyby nie obecność Samanthy i moja, gotowi skoczyć sobie do gardeł. Żaden z nich nie zapomni znieważenia jakiego doznał ze strony drugiego.

<Samantho?>

* "Siny aist" - w tłumaczeniu dosłownym z j. rosyjskiego: "Błękitny bocian". Możemy się domyślić co znaczy to wypowiedzenie.

1 cze 2014

Od Deynary C.D. od Telera

-Ja rozumiem, że jak ma się złu humor, można sprać komuś tyłek, ale tak bezczelnie mordować motyle? – zapytałam z wyrzutem, wydymając wargi. – To jest przecież…
Urwałam w pół słowa. Uniosłam głowę i zaczęłam węszyć, przymknęłam powieki by zostawić więcej pola dla pozostałych zmysłów i…
- Teler, czujesz to?- zapytałam, nagle znów poważna.
-Co? Rządzę zemsty obrońców praw zwierząt? Przypominam, że też się do nich zaliczam- kpił dalej, wytrzepując trawę z sierści.
-Nie, chol*ra [ta cenzura na howrse :')] – Trzepnęłam go skrzydłem w tył głowy. – Dym.
Nie czekając na żaden komentarz, pobiegłam za zapachem. Nie odwróciłam się, żeby sprawdzić, czy ruszył za mną, ale mimo wszystko to zrobił.

<Teler? Co się fajczy?>

Od Deynary C.D. od Cassidy

Wywróciłam oczami. Tak, tak. Ludzie pytali cały czas dlaczego odeszłam, dlaczego nic nikomu nie powiedziałam.. Same wyrzuty. Nie wiem jednak, czy nie było to wygodniejsze niż pytanie, które właśnie zadał Cassidy.
-Myślałyśmy, że brat został porwany, dlatego chciałyśmy go odbić, nie angażując w to watahy. Błąd. Z początku naprawdę obrywał baty, ale potem przekonał się do swoich porywaczy, uwierzył w ich prawdy – relacjonowałam szybko. – Tak naprawdę nie ma tu winnych – wzruszyłam ramionami.- Zari i Zeke, gdy podróżowali, wtargnęli przypadkowo na ich teren, dlatego bratu się oberwało, a siostra uciekła. Potem zaś my dwie znów tam wparowałyśmy bez zaproszenia i zrobiłyśmy jatkę. Tak, to był mój pomysł- dodałam takim tonem, jakby Cassy zmuszała mnie do przyznania się. A nie zmuszała. Słuchała tylko z uwagą. – Zari pokonali strażnicy, Zeke zginął przypadkowo. Nie myśl, że uciekłam! Po prostu dostałam w głowę i chyba o mnie zapomnieli… Potem po prostu zawróciłam-zakończyłam.
-Jesteś bezduszna – rzuciła Cassy, ale w jej oczy błyskały zabawnie. Wiedziała. Wiedziała, że nigdy nie czułam żadnej więzi z rodziną, że nigdy za nimi nie tęskniłam. Poszłam z siostrą bo tak trzeba, choć nie miałam ochoty, a że była dla mnie obcą osobą- jej śmierć mnie nie dotknęła. No, dobra. Jedna marna duszyczka. Każdy kiedyś umrze. Nie potrafiłam po niej płakać, choć może powinnam. Trudno.
Za to serce mi pękało, gdy patrzyłam na Cassy.
-Koniec bredzenia! – zarządziła energicznie. – Wychodzimy w tej chwili! Najlepiej do medyka.
Uniosła kpiąco brwi. Tak, medyk jej się nie podobał. Ale mi tak.

<Cassy?>