Wywróciłam oczami. Tak, tak. Ludzie pytali cały czas dlaczego odeszłam,
dlaczego nic nikomu nie powiedziałam.. Same wyrzuty. Nie wiem jednak,
czy nie było to wygodniejsze niż pytanie, które właśnie zadał Cassidy.
-Myślałyśmy, że brat został porwany, dlatego chciałyśmy go odbić, nie
angażując w to watahy. Błąd. Z początku naprawdę obrywał baty, ale potem
przekonał się do swoich porywaczy, uwierzył w ich prawdy –
relacjonowałam szybko. – Tak naprawdę nie ma tu winnych – wzruszyłam
ramionami.- Zari i Zeke, gdy podróżowali, wtargnęli przypadkowo na ich
teren, dlatego bratu się oberwało, a siostra uciekła. Potem zaś my dwie
znów tam wparowałyśmy bez zaproszenia i zrobiłyśmy jatkę. Tak, to był
mój pomysł- dodałam takim tonem, jakby Cassy zmuszała mnie do przyznania
się. A nie zmuszała. Słuchała tylko z uwagą. – Zari pokonali strażnicy,
Zeke zginął przypadkowo. Nie myśl, że uciekłam! Po prostu dostałam w
głowę i chyba o mnie zapomnieli… Potem po prostu zawróciłam-zakończyłam.
-Jesteś bezduszna – rzuciła Cassy, ale w jej oczy błyskały zabawnie.
Wiedziała. Wiedziała, że nigdy nie czułam żadnej więzi z rodziną, że
nigdy za nimi nie tęskniłam. Poszłam z siostrą bo tak trzeba, choć nie
miałam ochoty, a że była dla mnie obcą osobą- jej śmierć mnie nie
dotknęła. No, dobra. Jedna marna duszyczka. Każdy kiedyś umrze. Nie
potrafiłam po niej płakać, choć może powinnam. Trudno.
Za to serce mi pękało, gdy patrzyłam na Cassy.
-Koniec bredzenia! – zarządziła energicznie. – Wychodzimy w tej chwili! Najlepiej do medyka.
Uniosła kpiąco brwi. Tak, medyk jej się nie podobał. Ale mi tak.
<Cassy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz