- Co sądzisz o godzinie... szóstej wieczorem, Kresiu? - spytałem uśmiechając się
- Nie była by zła - odpowiedziała Kreska, jakby w zamyśleniu - mi odpowiada.
- No, to porę dnia mamy ustaloną - dodała Cartena, i zapytała - a dzień?
- Najlepiej za dwa dni - wtrąciła Kreska i pokręciła głową - po co czekać?
Widać, nawet kobiety często godzą się a desperackie czyny.
- Tak szybko? - zdziwiła się Cartena - no dobrze. Więc co z jedzeniem? Jeleń wirginijski i...
- zające - westchnęła Kreska - uważam, że zbytek przepychu, byłby nie na
miejscu. Oczywiście, trzeba by jeszcze przygotować wodę do picia,
ewentualnie jakieś zioła.
- Oczywiście! - krzyknąłem - w czym przyniesiemy wodę?
- Ach, to nie problem - Kreska machnęła łapą - przyniesiemy w tych
naczyniach które kiedyś znalazłam w lesie. Pozostaje jeszcze jedna
sprawa. Otóż: wiecie o tym że niedawno wróciła Kasumi? Trzeba ją
zaprosić!
- Racja - przytaknąłem.
Dwa dni później...
W jaskini, Santari i Cartena przygotowywały Kreskę do ślubu. Ja,
czekałem przed jaskinią razem z Louie`em i Berylem z Głogowa (z którym
niedawno przestałem się kłócić, nawet nieco go polubiłem). Reszta gości
miała spotkać nas na miejscu.
<Carteno?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz