Zawsze uważałam niezależność za piękną rzecz. Przyswajałam ją sobie
powoli, jak zaufanie dzikiego zwierzęcia, stawała się częścią mnie… Jak
to jednak bywa często z pięknymi rzeczami, skupiłam się tylko na niej.
Zapomniałam rodzinę, cieszyłam się z jednostronnych przyjaźni i innych
związków- byłam nieświadomie ograniczona, nigdy nie oddawałam emocji.
Ale znalazłam swój raj na ziemi. Porzuciłam wcześniej rodzinę, dom,
przyjaciół, własną osobowość z czystej chęci poznawania i czegoś nowego.
Nie wróciłam i nigdy wrócić nie chciałam. A teraz? Zaledwie tydzień
temu patrzyłam, jak ginie moje rodzeństwo. Myślałam o Cassidy, mojej
przyjaciółce. Wspominałam szaloną wilczycę, z którą uknułam spisek
uciekania sprzed ołtarza, kiedy miedzy moimi łapami przelewała się krew
Zeke i Zari. I co z tego? Zastanawiałam się, czy mogę wrócić… nie, nie
od domu. Nie do rodziców. Do Watahy Życia.
Dawno temu zapomniałam już o swoim charakterze, stworzyłam taki, jaki
mi się podobał. Czułam jednak, że to wszystko się ulatnia. Ulatuje z
wiatrem, który już trzeci dzień szarpał moją sierść. Zatrzymywałam się
tylko na dwie godziny w ciągu doby, by zjeść padlinę pozostawioną przez
innego drapieżnika, napić się wody ze strumienia i zdrzemnąć. Meritxell
nie ukazała mi się ani razu, ale czułam jej bliskość. Wiedziałam, że
smoczyca miała tyle przyzwoitości, by nosić żałobę za nas obie.
Opłakiwałam coś zupełnie innego. Pierwszy raz w życiu czułam ten
wiercący, gwałtowny ból, płynący z mojego rdzenia i odwodzący od chęci
życia. Tęsknota. Nienawidziłam jej. Nienawidziłam tej psiaczonej
tęsknoty, podsycaną przez niepewność. W watasze Życia spotkałam kilka
innych charakterów, wiele zmieniły w moim pojmowaniu życia. Przywiązałam
się do osób, którym daleko od tych optymistów ćwierkających z ptaszkami
i w kółko przez przypadek wpadających na innych. I muszę przyznać- na
ich miejscu bym sobie nie przebaczyła. Po raz pierwszy myślałam w ten
sposób- jak reagują na mnie inni, jak wyglądam z ich punktu widzenia?
Znajomy zapach wyczułam kilka kilometrów przed granicą. Tak pachniała
Wataha Życia. Nie opiszę wam tego, zmysł mowy bardzo powierzchownie
pokrywa się ze zmysłem węchu. To trzeba poczuć- nosem i duszą.
Rósł strach, rosło podniecenie. Minęłam straże, na które nie zwróciłam
uwagi, pędząc jak szalona dalej. Jeden z basiorów chciał ruszyć za mną,
ale usłyszałam daleki już, niewyraźny głos: „Zostaw, to Deynara”. Nie
raz byłam blisko śmierci, a więc to poczucie przywiązania nie pojawiło
się wraz z myślą, że mogę już nigdy nie wrócić.. choć takowa też
pałętała się po mojej głowie. Zawsze chciałam mieć asa w rękawie, móc
zrezygnować, wycofać się, zmienić zdanie. Ale do zmiany zdania należy
też powrót. „Powrót to krok w tył, ty dążysz zawsze przed siebie” mówiła
niezależność. Ale życie to nie jazda czołgiem, to cza-cza. A cza-cza to
kroki we wszelkie możliwe strony, to szaleństwo.
Musiałam stracić Toma, by to pojąć. Nie rozmawiałam z nim już od bardzo
dawna, uciekłam z Zari pod osłoną nocy, bez niczyjej wiedzy. Ale znałam
basiora na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie rzuci mi się na szyje.
Będzie ciągle pytał „Dlaczego?”, a ja nie potrafię tłumaczyć impulsów.
Możliwe, że wróciłam tylko po to, żeby oficjalnie mnie pożegnał, a
wtedy… Nie, wolę nie wiedzieć. Choć raz będę idiotką, choć raz
hipotetycznie założę, że istnieje coś takiego jak nadzieja i szansa.
Będę udawać, że z miłości zapomni. Albo chociaż wybaczy. Słodki Jezu,
pragnęłam tego tak bardzo, że prawie odczuwałam fizyczny ból.
- TOM! – wrzasnęłam jeszcze kilkadziesiąt metrów przed jego jaskinią, z
której właśnie wychodził. Nie poznałam własnego głosu- był wyjątkowo
wysoki, ochrypły i desperacki. Powłócząc łapami dotarłam do niego, ale
zanim zalałam basiora potokiem słów, zemdlałam u jego stóp.
<< woah, jestem z siebie dumna :’) Boże, tęskniłam za tą watahą, więc
jako że sytuacja szkolno-życiowa się wyrównała, wróciłam, pięknie
zgrywając się z Kasumi. Mam nadzieję, że grono Watahy Życia nie straciło
jeszcze Tego Czegoś i uda mi się znów złapać z wami kontakt… O ile ktoś
mnie jeszcze pamięta :’c Tomie, czyń honory ^u^ >>
James przy pierwszej okazji "zaleje cię potokiem słów".
OdpowiedzUsuń.____.
~ James
W jakim sensie? XDD
Usuń~Deynara
Zobaczysz... jeśli przeżyjesz rozmowę z Tomem. (CX)
Usuń~ James
Ja się chyba was zacznę bać... xD To jest charakterystyka mojej postaci i moja własna opinia, więc czemu nie odpóścicie? Tylko dlatego, że zastosowałam manewr, którego nikt się nie spodziewał, jesteście złe. Zbyt utożsamiacie się z postaciami. Wątki powinny być oryginalne, a nie przewidywalne, nie sądzicie? ;-; Poza tym nie chciałam obrazić Toma, a tym bardziej Jamesa, który nic z tą sprawą wspólnego nie ma. Po prostu stwierdziłam, że do Deynary nie pasuje małżeństwo, ale Tom powinien to uszanować, bo Dey nadal go kocha i chce z nim być. Z resztą chyba można to wywnioskować z opowiadania.. A strasznie przykra jest ta nienawiść Toma. Nie da się tak gwaltownie zmienić emocji, to nie autentyczne. D:
OdpowiedzUsuń~Deynara
Nie mieszaj znów w to bagno Jamesa. -.-"
UsuńMi chodzi o śmierć Zari! Czujesz wątek??? Xd
~ James
A, no tak xD No w sumei zapomniałam o tym, że mieli kręcić ;-; Sorki xD Ale Zari mnei znudziła. .__.
Usuń~Deynara
.______.
Usuń*sumtek*
~ James xc
Nie, oczywiście TOM! Nie biedna Cassidy, która umiera bez towarzystwa, gdzie przychodzą doniej jakieś poszkodowane wilki!!! Nie! Miłością twojego życia jest TOM! Czyż on nie jest natrętny? No tak, a potem pobiegniesz do Jamesa, a potem do Kasumi, a potem do wszystkich innych, podczas gdy Cassidy umrze z tęsknoty i niewiedzy. Albowiem umrze śmiercią tragiczną bo będzie już za późno.
OdpowiedzUsuń~Cassidy
Cassy, wredoto, nie! ;-; Jesteś moją watahową BFF, zapomniałaś? XDD Dey bez Cassidy nie istnieje cx
OdpowiedzUsuń~D.