- No ale co? - zapytała Valiente
- Ja w ogóle nie znam się na dzieciach! - powiedziałem nieco scenicznym szeptem, z tragicznym wyrazem na pysku.
- Ach... nie martw się, coś wymyślimy. Doświadczenie przychodzi z czasem
- uspokoiła mnie Valiente z uśmiechem - tymczasem powiedz mi, skąd
wziął się ten... tam - wskazała na jaskinię
- Żebym to ja wiedział - pokręciłem głową z miną uciemiężonego skazańca -
to czort spod ciemnej gwiazdy - spuściłem głowę, przybrałem srogą minę i
położyłem uszy - wszędzie się dostanie. Nie śmiem przypuszczać nawet,
skąd wie, gdzie mieszkam.
Weszliśmy z powrotem do jaskini. Komendant spojrzał na nas podejrzliwie, i zapytał ostentacyjnie:
- No i? Czy upolowałeś już coś na kolację? Nie widzisz że się ściemnia?
W istocie, był już wieczór. Odwróciłem się sprawdzając to.
- A czy twoja żona zamierza podać nam coś do picia? Mam nadzieję że zachowałeś jeszcze resztki przyzwoitości!
Naprężyłem mięśnie, położyłem uszy, i wysyczałem przez zęby - już idę
zapolować! Kochanie... czy będziesz łaskawa przynieść wody?
- Tak, tak - Valiente uśmiechnęła się pod nosem.
Godzinę później, jedliśmy już pysznego jelenia.
- Wiesz, chłopcze... spodziewałem się lepszego przyjęcia! - komendant pokręcił głową
- Zupełnie się pana komendanta nie spodziewaliśmy - skrzywiłem się, udając uprzejmość - my tak skromnie...
- Nie przesadzaj. Nie żyjesz w nędzy. Ale... za jedno mi cię szkoda.
Oj... nie masz ty szczęścia do kobiet, nie masz - tu popatrzył z żalem
na Valiente i pokiwał głową.
Spuściłem głowę. Czułem się bezsilny. Z a g o t o w a ł o się we mnie. Myślałem że wyjdę z siebie i stanę obok.
- Proszę, skończmy. Bo, jak życie kocham, nie będę w stanie wysłuchać więcej tego typu uwag - powiedziałem pod nosem.
Komendant nie zdawał się być przejęty, jednak chyba usłyszał to co powiedziałem i nieco się zaniepokoił.
<Valiente?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz