26 mar 2014

Od Beryla z Głogowa C.D. od Valiente

- Ja też cię bardzo kocham, Valiente - uśmiechnąłem się i westchnąłem. Pocałowałem waderę.
Przez chwilę rozkoszowaliśmy się czystym powietrzem.
Po jakimś czasie postanowiliśmy przespacerować po terenach watahy. Ponieważ zaczynało się już ściemniać, chcieliśmy wracać do domu jednak, okazało się... że nie znamy drogi.
- Gdzie jesteśmy...? - drżącym głosem zapytała Valiente. Wyglądała na zaniepokojoną.
- Że... żebym to ja wiedział - rozejrzałem się niepewnie.
Nagle zrobiło się zupełnie ciemno. Już myślałem że moja choroba wzroku powraca, gdy nagle usłyszałem cichy głos Valiente:
- Beryl! Gdzie jesteś?
- Tu jestem. - Znów westchnąłem. Upewniło mnie to w przekonaniu że jednak nie oślepłem znowu.
Złapałem waderę za łapkę, gdy udało mi się ją namierzyć.
Błądząc przez kilka godzin po obcym lesie, wyszliśmy na łąkę. Odetchnęliśmy z ulgą tym bardziej, że zaczynało się rozjaśniać. Nagle zobaczyłem że nie stoimy na łące, lecz na polu uprawnym. Okazało się także że zarys drzew który braliśmy za las to... domy ludzi. Trafiliśmy na wieś!
Staliśmy przez chwilę sparaliżowani. Nagle zza nas usłyszeliśmy głos:
- Witam państwa! Zdaje się że wy nie z tych stron...
Odwróciliśmy się w mgnieniu oka. Około metr przed nami stało dziwne stworzenie którego nigdy nie widziałem na oczy.
- Czemuż się państwo tak patrzycie jakbyście ducha zobaczyli? - owe dziwne stworzenie przekrzywiło łebek i uśmiechnęło się.
Myślicie pewnie, Drodzy Czytelnicy, że to dziwne stworzenie to jakiś malutki gryzoń, a w każdym razie taki czy inny ssak. Otóż nie... owo stworzenie to ptak. Można nawet powiedzieć że bardzo ładny...
Z postury podobny był do bociana, jednak cały modry. To znaczy błękitny. Ptak ten miał czubek na głowie a także długi ogon, dosyć podobny do kociego, tyle że pokryty piórami. Z końca tegoż ogona wyrastały po bokach dwa rzędy niebieskich piór. Wyglądał mniej więcej tak:

http://img31.otofotki.pl/obrazki/px13_gtyrek.jpg

- A kim pan jest? - zapytałem groźnie, zachowując bezpieczną odległość.
- Chyba się mnie nie boicie? - roześmiał się ptak przyglądając się jak Valiente i ja odsuwamy się od niego.
- Nie... - nasrożyłem się
- Oczywiście. Przepraszam... nazywam się Mundus. Jestem Gtyrkiem - dzięki sprawnej pracy nóg w dwie sekundy znalazł się tuż przy nas, choć staliśmy dosyć daleko. Następnie, jakby czytając nam w myślach, powiedział:
- Znajdujecie się państwo we wsi Lotki. Z jakiej jesteście watahy?
- Wataha Życia... - powiedziała Valiente.
- Ooj... - Mundus pokręcił głową - to nie tu... chyba wiem gdzie to jest. Dostanie się tam na nogach zajmie parę dni, jak nie więcej. Ale na razie... może zatrzymacie się u mnie? Wyglądacie na zmęczonych. Poza tym widziałem jak trzy godziny wałęsaliście się po lesie. Z resztą, Jeśli ktoś miałby się bać, to byłbym nim ja.
- A nie boi pan się? - Valiente spojrzała z ukosa na Mundusa.
- Oczywiście że nie - pokręcił głową - czego tu się bać? Będę na gałęzi a pod moim drzewem jest duża gawra w której na pewno się zmieścicie.
Wymieniliśmy z Valiente zdziwione spojrzenia.
- Pójdziemy? - zapytałem.

<Valiente?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz