Owym kimś kto na mnie wpadł okazała się Samantha. Nerwowo
wyskubywała „rzepy”, liście i inne elementy leśnego poszycia.
- Gdzieś ty wpadła, że tak wyglądasz ?
- Nigdzie.
- Na pewno. Co się goniło ?
- Puma – odparła cały czas czyszcząc się.
- Że co ? Uciekałaś przed pumą ? Było trzeba się do niej obrócić,
warknąć i walnąć łapą. Już by się więcej nie pokazała.
- łatwo mówić. A to co ? – skinęła na moją łapę.
- Nie udana zagrywka przy pojedynku.
- Hehe. – zaśmiała się, a potem zaburczało jej w brzuchu.
- Puma ci obiad ukradła ?
- A żebyś wiedział. – powiedziała na co ja ukryłem śmiech –
No co ? Wściekła była !
- Przed pumami się nie ucieka, pumy się je ! Wiesz jakie są
smaczne ?
- Nie, nie wiem.
- A chcesz się dowiedzieć ?
- Niby jak ?
- W mojej spiżarni znajdziesz wszystko.
- No to spoko.
Udaliśmy się do mojej jaskini. Ja kuśtykając, a Samantha
szła powolnym krokiem. Po drodze zaczęło kropić. Gdy dotarliśmy do jaskini,
kompletnie lało.
- No to klops. – mruknęła Samantha
Ja udałem się do spiżarni, w poszukiwaniu mięsa Pumy. Było
jeszcze sporo. Wyjąłem dwa duże kawałki, a jeden podałem waderze.
(Samantha ? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz