- Jasne - uśmiechnąłem się – No to do jutra
Wilczyca zniknęła w jaskini. Ja ruszyłem w swoją stronę.
Idąc, myślałem o wszystkim i o niczym. W tej waderze jest coś… Tylko co ? Nie
żebym zakochała, o nie, nie. Pewnie nie
długo dojdę do tego co to za „coś”. Po
chwili ujrzałem swoją jaskinię. Jak zawsze cała zatopiona w mroku. Była
spora. Kiedyś nawet podzieliłem ja sobie
na „pokoje” ściankami zrobionymi z gałęzi. Odsunąłem jedną i znalazłem się
części, w której spałem. Chwyciłem jedną z lampo-pochodni i zapaliłem. Włożyłem
w stojak i położyłem się na stercie skór, liści, gałęzi i ziemi…. Przydało by
się dołożyć więcej futra, twardo tu… Położyłem głowę na łapach, zacząłem Myślec o dzisiejszym dniu. Ta wadera
nie był zwyczajna, nie była taka jak inne. Tak, jak ja nie ma ciekawej
przeszłości. Wnioskuje to po tym, że nie chciała o tym opowiedzieć. Po jakiś 15
minutach takich rozmyśleń zgasiłem ogień, i zasnąłem.
************Następnego Dnia************
Obudziłem się jak zawsze wesoły. W jaskini jak zawsze panowała
duchota. Otworzyłem więc „okienko”, czyli pociągałem kawał kory, która odpadła…
I tak mi długo służyła. Wziąłem i przyczepiłem nową. Było stosunkowo wcześnie,
słońce dopiero wschodziło. Wyszedłem z „sypialni” i skierowałem się do
„Kuchni”. Z zagłębienia skalnego wyjąłem kawał mięsa i szybko go zjadłem, po
czym wyszedłem. Skierowałem się w stronę jaskini Scot. Ku mojemu zdziwieniu ta, już nie spała.
Zapukałem w ścianą jaskini.
- O, cześć – uśmiechnęła się
- Chciałbym ci coś pokazać. Pójdziesz ze mną ?
- Chętnie – uśmiechnęła się
Wyszliśmy z jaskini. Poszliśmy w głąb lasu. To miejsce jest
mało dostępne, mało kto o nim wie. Potknąłem się o korzeń. To już blisko
- Daleko jeszcze ? – spytała Scootie, ostrożnie przechodząc
przez korzeń
- Jesteśmy na miejscu
Rozgarnąłem gałęzie i wpuściłem przodem waderę. Moim oczom ukazała się skarpa, ładny punkt widokowy. Usiadłem na brzegu. Świetnie wyczułem
czas. O wschodzie słońca to miejsce jest niesamowite…
(Scootie ?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz