10 lut 2014

Od Jamesa c.d. od Cassidy


Leżałem spokojnie pod drzewem... uciąłem sobie drzemkę. Było cicho. Słychać było tylko świergot rozmaitych ptaków i ich trzepot skrzydeł, a przez drzewa "przepływał" wiatr i wydawał spokojny szum który jeszcze bardziej mnie rozleniwiał...
Nagle czyjeś kroki zakłóciły mój błogi spokój. Otworzyłem jedno oko. Zobaczyłem czyjeś nogi... chyba wilczycy. Energicznie się zerwałem na równe nogi. Tak - była to wilczyca, jednakże jej nie znałem.
- Kim ty jes... - ona jednak urwała mi w pół słowa.
- Wilczycą. - odpowiedziała z wrednym uśmiechem
Próbowałem ją rozszyfrować ale nie... nie miałem zielonego pojęcia kto to.
- A tak konkretniej siostrą pewnej wilczycy. - zaśmiała się cicho.
Ho! Ho! Ho! WOLNEGO! Której?Jakiej? Nie mam zamiaru strzelać ślepo. Rozglądnąłem się w poszukiwaniu jakiegoś wilka... tak na wszelaki przypadek(wypadek).
- Szukasz kogoś? To raczej ktoś znajdzie mnie... a przy okazji ciebie ale mniejsza.
Warknąłem i wyszczerzyłem kły. Nie miałem zamiaru być szczurem laboratoryjnym... bo takie z tego odnosiłem wrażenie, ale pewnie złudne. No ale cóż, "przezorny zawsze ubezpieczony".
~ "Nic ci nie zrobi" - usłyszałem w swojej głowie Jacka. ~ "Jakby chciała to byś był już martwy".
to mnie jakoś nie pocieszyło... nie docenia mnie nawet mój własny dajmon. 
- Jeszce chwila i przyjdzie... I dowiesz się kim jestem. - stwierdziła nagle
Zacząłem ją okrążając. Po chwili zauważyłem że na coś lub na kogoś patrzy. Nie musiałem się odwracać gdyż z niesamowitą prędkością przyłączyła się do mnie Cassidy. I równie szybko zaczęła mówić i wywiązał się dialog między wilczycami:
- Ani mi się waż nawet tu przebywać! Albo chcesz ze mną jeszcze porozmawiać, albo wracasz tam, skąd przyszłaś. - zaczęła Cassidy a ja się cofnąłem.
- Oj Cass, jesteś mi dłużna! - powiedziała nieznajoma
- Niby dlaczego?! - dziwiła się Cassidy...
- Na razie nie zrobię ci tego i nie powiem nikomu o tym, że żyjesz sobie tutaj jak gdyby nigdy nic, bierzesz ślub bez rodziny... - wskazała na góry. - tam czeka twoja rodzina, wujkowie, a ty ich zostawiasz i jeszcze bierzesz ślub bez ich wiedzy. Póki co to im tego nie powiem, pod warunkiem że mnie tu będziesz utrzymywać. - miałem wrażenie że nie powinienem tego usłyszeć i że to są jej sprawy...
Chciałem odejść ale zauważyłem że wadera z watahy zaczęła się gotować w środku i wyglądała tak jakby miała zaraz wybuchnąć... żywa bomba atomowa... nagle szum. I zaraz w obronie Cassidy stanęła w rozmaitych śmieciach, nie kto inny jak Deynara. Co ona robiła że jest taka brudna?
- Żyj albo giń... - warknęła cicho "atomówka"
- Powtórz... SIOSTRZYCZKO. - zarządała wredota
- Odejdź, albo ci to wpoję nawet jeśli musiałabym tobie skórę oderwać. Zrobię to. - mówiła z wciekłością beta
- A ja z chęcią i z euforią jej pomogę. - dopowiedziała Dey.
Ja, że nie chciałem być gorszy stanęłem obok skrzydlatej wadery. Trochę z tyłu ale mniejsza.
Siostra Cass prychnęła z pogardą.
- Widocznie nie doceniacie powagi sytuacji. No cóż. Dam wam czas na rozmyślenia. W razie czego wiesz siostrzyczko gdzie mnie znaleść. Ale bez obaw - na pewno nie będę się nudzić. Będzie nie jedna niespodzianka. - zaśmiała się jakby ktoś jej opowiedział dobry kawał.
I to jest siostra przyjaciółki Deynary?! No mnie chyba coś...
Wadera która była przyczyną tego całego zbiegowiska odbiegła w stronę gór.

< Deynara? Teraz Twoja kolej. >

3 komentarze:

  1. "Co ona robiła że jest taka brudna?
    - Żyj albo giń... - warknęła cicho "atomówka"
    - Powtórz... SIOSTRZYCZKO. - zarządała wredota"
    To mnie rozbiło xD
    Część będzie jutro. ~Deynara/ Zari

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dey, ciebie rozbijają cały czas, wszyscy, w karzdym opowiadaniu, chociarz i tak nic śmiesznego tam nie widze.., a chciałbym :(

      ~ Disco

      Usuń