Szłam niedaleko jaskiń. Cała wataha była ogarnięta ślubnymi
przygotowaniami. Mnie to nie dotyczyło. W mojej krainie zaślubiny
wyglądały prosto. Para chajtała się nie wiadomo jak gdzie i kiedy
poprzez dwa zdania. Potem dopiero raczyli powiadomić stado, rodzinę i
kogo tam jeszcze. Do moich uszu dobiegł wrzask. Poszukałam w pamięci.
Jeżeli się nie mylę to darła się Celia. Nie muszę ukrywać. Lubię jak
ktoś się boi ale tym razem było w tym coś innego. Czyste przerażenie
ale...nie przede mną. Weszłam do jaskini. Wilczyca siedziała nad małą
czarną księgą. Jej karty były zapisane literkami. A ona się darła.
Szybko skojarzyłam fakty. Ona tych zaklęć nie widzi. Ja spokojnie
mogłabym je rzucić. Mam wystarczającą moc. W prawdzie nie jestem
zapalonym wilkiem na tle magii i nie znam każdego zaklęcia na pamięć...
ale taka księga? Przyznam niesamowita pokusa dla kogoś takiego jak ja.
Celię sparaliżował magiczny strach. Podeszłam i łapą zamknęłam książkę.
Wadera ocknęła się.
- Fantasma ?! Co ty tu...?!
- Ratuję ci skórę. Czy ci nikt nie powiedział że aby czytać coś takiego nie czyta się od tak sobie?
- Dostałam to.
- Od kogo?-parsknęłam.
- Od...od...mojego taty.-odparła drżącym głosem.
- Widziałaś tam zapisy?
- Nie.. tylko puste kartki. A potem już nic.
- Pozwolisz...?-zapytałam. Dotknęłam łapą okładki książki.
- Pewnie. Skoro się na tym znasz.- stwierdziła. Przejrzałam księgę. To
co tam znalazłam przerosło moje oczekiwania. były cudowne! Te zaklęcia!
Ile w nich władzy! Jaka moc!
- Wszystko w porządku?
- To nie może trafić w niepowołane bądź niczego nieświadome łapy. Inaczej będzie źle. Bardzo źle.
< Celia ? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz