- O nie, kotku! - zaśmiałam się. - Nie zejdziesz.
Pociągnęłam ja z powrotem na parkiet, a ona jęknęła, flaczejąc w moich objęciach.
- Deynaroooo... - jęknęła. - Nie mam nastroju, nie widzisz?
- Cicho - fuknełam. - To poniekąd nadal twój ślub i nie wolno ci się obżerać przy szwedzkim stole, bo przytyjesz. Poza tym jesteś jak makrela! - potrząsnęłam nią. - Takie latające kończyny to nie do tańca!
I wojskowo-tangowym krokiem pociągnęłam ją przez salę, choć muzyka nie była odpowiednia. A Cassy się śmiała. To było najlepsze.
<Kasumi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz