19 lut 2014

Od Deynary C.D. od Cassidy

Zamurowało mnie. Znaczy się- nie to, żebym nie wiedziała, ale... Wszyscy patrzyli oniemiali na nieśpiesznie oddalającą się wilczycę. Kasumi przyozdobiona złotymi kwiatami zdawała się bardziej oniemiała niż Damon. Podeszłam do niej i szepnęłam, żeby kontynuowali ceremonię, a sama dyskretnie opuściłam tłum, idąc pod ścianą. Truchtając między rzadkimi, strzelistymi i wąskimi pniami, odpięłam złoty łańcuszek przypominający złączone listki- mój znak druhny.
Wiedziałam, gdzie znajdę Cassy. Siedziała na kamienistym brzegu szeroko rozlanego strumienia, niedaleko Drzewa Osobliwości.
Usiadłam koło niej. Była wściekła, w oczach lśniły jej łzy- nie smutku, rozpaczy, zrezygnowania, tylko tępej złości. Z rozkoszą darła po kolei wszystkie róże.
Uśmiechnęłam się słabo, trącając ją w bok.
- Myślałam, że jednak się rozmyśliłaś - powiedziałam.
- W ostatniej chwili znowu zmieniłam zdanie - mruknęła. - Miłość nie może być jednostronna.
Westchnęłam teatralnie.
-Ach, te kobiety! - jęknęłam basem. - Nikt nie wie, co im siedzi w głowach!
Cassy parsknęła.
- A oni to czaszki chyba puste mają!
- Tia.. - westchnęłam i wyjęłam ostatnią różę z jej grzywki, po czym rzuciłam ją mocno. W połowie porwał ją wiatr i zniósł w wodę strumienia.
- Czuję się wolna - stwierdziła Cassy, wstając.
- Uważaj, jak będziesz się tak szeroko uśmiechać, to zwichniesz szczękę. Wracamy?
Zmarszczyła brwi.
- Czemu to niby?
- Wiesz... to nie tylko twój ślub- ale też Kasumi.

<<Cassy?>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz