- Devon... - mruknąłem cicho odwracając wzrok od wadery.
- Kto to? - spytała.
- Nie ważne kto... ale ważne, że jest niebezpieczny dla watahy. - cicho
warknąłem. - Ale, skoro ty uważasz to za mało istotne to sam wszystkich
poinformuje. - rzekłem.
- Skoro mówisz, że jest niebezpieczny to sama cię nie puszcze. - powiedziała cicho.
- Nie oszukujmy się i ja wiem i ty wiesz, że kochasz Darah'a. Zrób to
dla niego i nie posyłaj się na krwawą rzeź. - warczałem coraz głośniej.
Kasumi zamilkła. Odwróciłem się nerwowo w stronę wyjścia. Nuciłem sobie
pieśń śmierci, która była mi znana z czasów dzieciństwa. Ani się
obejrzałem, a wylądowałem w bezkresnej dolinie. Czułem jakby ktoś
wiercił mi dziurę w głowie. Devon wyskoczył zza pobliskiego głazu.
Skoczył na mnie tworząc na moim ciele wiele poważnych ran i zadrapań.
Padłem jak długi. szary basior wlepił we mnie przenikliwe spojrzenie
swoich błękitnych oczu. Położył łapę na moim karku. po kilku minutach
miałem przeciętą tętnice. Leżałem w wielkiej kałuży krwi. Odwróciłem
wzrok za siebie, widziałem biegnącą Kasumi. Devon zaczął zadawać waderze
ból wzrokiem. Kasumi zwijała się z bólu na ziemi. Użyłem moich mocy,
aby odczytać aurę basiora. Była cała czarna, było tylko trochę białego.
Moja jedyna szansa. Skupiłem się na jednym punkcie. Zacząłem czytać mu w
myślach. A, więc Respire chce mnie opętać, aby zniszczyć watahę.
Zregenerowałem się. Popatrzyłem na Kasumi.
- Muszę odejść, bo mogę zabić całą watahę. - rzuciłem szybko.
< Kasumi? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz