Stałam przed Aragohem. Miałam zadać ostatni cios, ale nie mogłam... Coś mi nie pozwalało.
- Ja... Ja nie mogę... - uciekłam, a do oczu naleciały mi łzy.
Usłyszałam
ostatni oddech basiora. Ani, się obejrzałam, a byłam w powietrzu.
Popatrzyłam w górę. To mój brat mnie trzymał i wznosił się ponad chmury.
- Gdzie cię podrzucić? - spytał uśmiechnięty.
- Smocze góry. - powiedziałam próbując powstrzymać pojedyncze łzy.
Wiedziałam, że
Leo za mną biegnie, był daleko, ale mnie szukał. Po 5 minutach
wylądowaliśmy. Shiro mnie przytulił i poleciał gdzieś dalej. Na reszcie
miałam chwile samotności. smoki odpoczywały. Był tam ktoś ze mną, czułam
to. Przed moimi łapami rozstąpiła się ziemia. popatrzyłam do dziury.
Palił się tam ogień. Wskoczyłam do dziury. Wylądowałam na półce skalnej.
Między płomieniami ujrzałam postać. Był to mój drugi brat, Matt
- Czemu mnie tu sprowadziłeś? - spytałam uśmiechnięta.
- A, to już nie można pocieszyć smutnej siostry? - zaśmiał się.
- Można, ale to do ciebie nie podobne. - stwierdziłam.
- Masz mnie, chciałem cie poprosić, abyś zajęła się moją córką pod moją nieobecność. - powiedział.
- Ok, gdzie ona? - spytałam szukając małej waderki.
Zza pleców mojego brata wyszła mała czarna wilczyca z tęczowymi znaczeniami:
- Ok, a ile cie nie będzie? - zapytałam podekscytowana.
- Tak z 2 miesiące, może więcej, ale jakby co wyśle ci wiadomość w myślach. - rzekł przytulając Fiore.
- Ok. - powiedziałam biorąc szczeniaka na grzbiet.
Matt znikł, a ja wyskoczyłam z dziury. Pobiegłam z Fiore do mojej jaskini. W wejściu pojawił się Leo.
< Leo? >
| ||
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz