Było już późno. No, oczywiście nie dla mnie - klasycznego nocnego
marka. Uwielbiam się włóczyć nocą i polować indywidualnie, bez grupy.
Poza tym, nie wiem czemu, gwiazdy mnie przyciągają.
Szłam spokojnie nieutartymi ścieżkami, wdychając zapach rosy i zapowiadającego się deszczu.
Usłyszałam ciężkie, lecz bezszelestne kroki. Uniosłam nos, podnosząc
lewą łapę, a potem bezszelestnie posunęłam za tropem. Wiem, że byłam
bezduszna, polując dla przyjemności, ale cóż poradzić? Niedźwiedź nie
był duży, podrostek. Dzikie zwierzę to jednak dzikie zwierze i dostarcza
adrenaliny, nie żeby brakowało mi jej na co dzień.
Zaatakowałam od boku, uczepiłam się kłami krtani zwierzęcia, szarpiąc
dziko. Posmak krwi w ustach lekko mnie otumanił. Zwierzę
przekoziołkowało do tyłu, uderzyło mnie łapą. Rozpoczęła się seria
szarpnięć i ugryzień, którą udało mi się jakoś wygrać. Niedźwiedź ryknął
przeciągle i upadł na bok.
- Dziękuje. - dobiegł mnie cichy, pozbawiony wdzięczności głos. Ba! nie było w nim nic, poza smutkiem.
Odwróciłam się, zaskoczona, nie wiedziałam, że Filamissa tu jest.
- Drobiazg - postanowiłam udawać, że naprawdę ją uratowałam, a nie po prostu bawiłam się w myśliwego.
- Co ty tu robisz o tej porze, Deynaro?
- Mogłabym się spytać o to samo. - Przejechałam języczkiem po zakrwawionych wargach.
- Pierwsza spytałam.
- I pierwsza odpowiesz.
< Flamissa? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz