Ardiun odleciał. Nie było w nim jednak tej gracji, co jakąś godzinę
temu. Nie mógł wzbić się ponad metr, a nogami lekko powłóczył. Usłyszałam jego krzyk. Wołał Kasumi. Chciałam do niego podejść, ale
wejście do jaskini wydawało się tak daleko... A potem blisko i znów
daleko. Przedtem też nie zauważyłam, że ścieżka jest aż tak pofalowana i
nie równa. Podgorączkowy głos Arduina dochodził do mnie jak z za
ściany, jakby uszy zapchano mi watą, jednak wrzask Kasumi usłyszałam
ostro i wyraźnie, skojarzył mi się z tłuczeniem szkła.
- ZOSTAWIŁEŚ JĄ SAMĄ W TAKIM STANIE?!
Chciałam zapewnić Kasumi, że nic mi nie jest, ale moja łapa zamiast na
ścieżce, wylądowała w próżni, potknęłam się i upadłam. Nie straciłam
świadomości, na moje nieszczęście, tylko chwiałam się na jej granicy.
Mdliło mnie niemiłosiernie, powieki były zbyt ciężkie, by je unieść, a
do tego miałam wrażenie, że grawitacja na przekór moim chęciom, wzrosła kilkukrotnie. Nawet nie drgnęłam.
- Zemdlała. - usłyszałam suchy, chrapliwy głos Arduina. Pewnie też był tego bliski.
Pulsujący ból głowy sprawił, że usłyszałam tylko początek wypowiedzi alfy:
- Musimy ją zabrać do któregoś z uzdrowicieli...
Wrażenie kamieni przywiązanych do kończyn zniknęło, tylko po to, bym mogła zwijać się w konwulsjach.
< Kasumi? Darah? Ktokolwiek? >
O Boże...! :D Zamiast Arduina podpisałam Daraha :D
OdpowiedzUsuń~Deynara