10 paź 2013

Od Deynara - "Zioła i popiół"

Pierwszy szok minął, podbiegłam do Kasumi. Byłam od niej zdecydowanie wyższa, co jeszcze utrwalały skrzydła, ale od wilczycy zdecydowanie emanowała władza, a ode mnie tylko pewność siebie. No, tak jest zazwyczaj. Przed chwilą jeszcze stałam z szeroko otwartymi ustami, zastanawiając się, czy alfa mówi poważnie.
Wiedziałam, że będę musiała się czymś zająć w nowej watasze i byłam nawet pozytywnie nastawiona. Ale żeby tak od razu na drugi dzień… na takiej zwyczajnej pozycji? Tropiciel? Poza tym miałam zamiar zrobić dziś coś zupełnie innego – znaleźć wilka, którego widziałam wczoraj. I to z daleka. Ale… emanowało od niego tyle magii, niesamowitości… i tajemnicy. A to mnie niezwykle zaintrygowało. Wyczułam później jego zapach – popiół, zioła i dym… Parę razy jeszcze go wyczułam w powietrzu, błądząc po terenie watahy, ale niestety, jego właściciel nie mignął mi już nigdzie.
-Ile mam czasu do pierwszego polowania?
Wilczyca zatrzymała się, patrząc w słońce.
- Właściwie musisz już iść.
- Ale…
- Darah wszystko ci wytłumaczy – powiedziała oddalając się. – A teraz wybacz, mam coś do załatwienia.
- Ale kto ot jest Darah?! – krzyknęłam za nią, ale Kasumi zniknęła za zakrętem, wymijając… nie no, kurcze wodne. Jego! Przez duże „J”!
- Jest bardzo chaotyczna, wbrew mylących pozorów – uśmiechnął się blado.
- A ty kto? – warknęłam, mimo żywionego zainteresowania. Cóż przyzwyczajenie.
- Arduin, a ty? – wydawała się być rozbawiony.
- Wilczyca, która nie mat teraz czasu! – już chciałam go wyminąć, a moje myśli odbiegły do wszystkich informacji, których udzielała mi alfa. Na pewno wspominała o miejscu zbiórki na polowanie!
Wilk zagrodził mi drogę skrzydłem.
- Nie tak szybko! To nie w tą stronę.
- Co?
- Idziesz na polowanie, tak? To w inną stronę.
- Jaką, jeśli łaska wiedzieć? – spytałam, przestępując z łapy na łapę.
- Sprzedam ci tą informacje za imię.
- Deynara, tropiąca – mruknęłam. W mojej rodzinnej watasze (O zgrozo, jak dawno ją opuściłam!) zawsze przy imieniu trzeba było podawać pozycję. Nadal się głowiłam, jak z przywódczyni wojowników i najstarszej córki Drugiej Bety spadłam do zwykłej tropicielki! – Możesz przypomnieć, jak się nazywasz?
- Arduin- rzucił przez ramię, idąc już dalej.
Pobiegłam za nim, chcąc go jedynie dogonić, ale wilk chyba źle odebrał gest, bo też się rozpędził, a po chwili wzbił w powietrze. Choć nie wybrał najlepszego miejsca, zgrabnie wyminęliśmy gałęzie i wypłynęliśmy ponad korony drzew. Leciał pięknie, z gracją, niczym czarna błyskawica. Wzbijał się i wzbijał w powietrze, a ja dalej za im. Zimne powietrze zaczęło gryźć mnie w oczy.
- Arduin, jesteśmy za wysoko! – Owszem, powietrze było coraz rzadsze, a skrzydłami machać trzeba było coraz szybciej, by utrzymać tempo. Wilk nagle zawrócił, wykonując piękną spiralę i przykładając skrzydła do ciała, pomknął w dół. Udało mi się to z mniejszą gracją. Gdy on wykorzystywał prawa fizyki i przecinał powietrze, ja po prostu spadałam. Czarna strzała i czerwony kamień.
Nie wiem jak i nie wiem kiedy, ale nagle rozbiłam się o coś, choć było to raczej miękkie lądowanie.
A no, miękkie dlatego, że owo coś, okazało się kimś, a dokładnie Arduinem. Zakłopotana przeturlałam się na bok i wstałam już z gracją.
- Kiepska byłaby z ciebie atakująca.
- A to dlaczego? - spytałam napastliwie. – Tylko dlatego, że ślepo leciałam za wilkiem- samobójcą?
- Właśnie dlatego, że leciałaś za wilkiem-samobójcą. Po pierwsze – zero szybkiego myślenia, i indywidualizmu, a po drugie nie potrafisz odpowiednio przecinać powietrza.
- Na pewno żaden atakujący nie leciałby z tak daleka! – bulwersowałam się. – Poza tym wspaniale radzę sobie w powietrzu, ale na rozpostartych skrzydłach poziomo.
- Dlatego też jesteś tropiącą.
W tej chwili usłyszeliśmy odległe głosy. Rozejrzałam się. Wylądowaliśmy właściwie na miejscu bardzo odległym od reszty watahy, tego byłam pewna. Potwierdziła to odpowiedź Arduina na moje pytanie, bardzo sensowne: - Daleko jesteśmy, nie?
- Bardzo.
Na wniesienie górujące nad lasem wspięło się kilka wilków. Jakże byli zdziwieni, gdy nas tu zastali. Myślałam, że chodzi o mnie – nową tropiącą, ale zadane pytanie zabrzmiało zupełnie inaczej:
- Gdzie Darah?
- Zajęty, dziś ja zajmę jego miejsce.
- Zastępcą zwykle był Morthe – kontynuował ten sam wilk z zieloną grzywką. W odpowiedzi Arduin rzucił mu sceptyczne spojrzenie.
- Armin – odezwał się wilk już do kogoś innego- gdzie widziałeś te jelenie?
- Na południe stąd, nie poruszały się szybko i nie są daleko od tego miejsca. A to kto? – wskazał mnie brodą.
Zastępca przywódcy polowań westchnął.
- Ciągle te pytania… To Deyara…
- Deynara – poprawiłam.
- Nowa tropiąca. A więc, Arminie, wprowadź ją w tajniki waszej działki, a my już ruszajmy.
Owo wprowadzenie było szybkie i chaotyczne. Tropiący mają za zadanie wypatrzenia zwierzyny i pokierowanie poprzez telepatię reszty polowania z powietrza. Nie wtrącają się do krwawej rozgrywki, ale są oczami i uszami. Obserwują i ostrzegają, strzegą pleców. Mniej więcej to samo robią zwykle też na wojnach, ale to inna sprawa.
Są jelenie – przekazaliśmy jednocześnie sygnał reszcie grupy.
Obserwowałam niewyraźnie wśród drzew, jak grupa rozdziela się na boki, a Arduin zwalnia, biegnąc nadal prosto.
To już ta polana – dodał mój towarzysz.
Wzlecieliśmy wyżej, by ofiary nas nie zauważyły, ale coś zauważyłam kątem oka i….
NIE!!! – wrzasnęłam.
Za późno. Stado jeleni uciekło, a obce wilki zaatakowały naszych. Było ich więcej. Wyrwałam się na pomoc, ale Armin zastąpił mi drogę.
- Nie.
- Co nie? Co nie? –wkurzyłam się.
- Nie możemy się wtrącać – tłumaczył spokojnie. – Pamiętasz? Jesteśmy informatorami. Jeśli coś się stanie będziemy musieli przynieść raport alfie. – Uśmiechnął się. – ale cieszę się, że pałasz taką empatią i wiernością.
- Nie bagatelizuj!
- Wcale tego nie ro…
Słowa zastygły mu na wargach, gdy zobaczył to, co ja parę sekund wcześniej.
Posiłki przeciwnej strony.
Szybko opadłam w dół – bezszelestnie i perfekcyjnie- prosto na czarnego wilka w jaśniejsze plamki, który właśnie podszedł od tylu Arduina, zajętego dwoma innymi przeciwnikami.
Przegryzłam krtań potwora, rozpierała mnie duma. Uratowałam przecież przed chwilą życie Pana- Wszystko- Robę- Idealnie- i - Jestem- Wielkim- Wojownikiem. Nie długo jednak triumfowałam, bo spojrzenie Arduina było przerażone, choć spodziewałam się raczej szacunku. Krzyknął coś, ale nie rozróżniłam słów, bo mocne uderzenie w tył głowy i ból przeszywający całe ciało skutecznie przytłumiły wszystko inne. Zemdlałam, a ostatnim, co poczułam, był zapach dymu i ziół.
< Arduin, co się ze mną stało? >

6 komentarzy:

  1. Baaardzo fajny, wyrazisty, kolorowy post! Pisałam identycznie w mojej pierwszej watasze Wilkó Północnego Wiatru...
    - James

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zajmuję sie pisaniem od ponad roku i jakoś mnie ostatnio naszło na watahy i tym podobne... :P ~Eller

      Usuń
  2. Czy ty jestem z watahy Pełni Księżyca? Ja jestem tam Ben!
    - James

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! :D I prowadzi ją DomaFresh :D Podpisywałam isę Eller. Skąd wiedziałaś? :P
      Och, dupa. Zamiast Deynara podpisałam isę Eller xD Po prostu cały internet zna mnie pod tym podpisem xD No faktycznie, błąd ^^

      Usuń
  3. TAK! Ale czemu chciałaś się inaczej podpisać?
    - James

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prstu Eller jest powoli kradziona tu i tam i przestaje isę robić oryginalna. Ostatnio wiec kożystam z Ito, Deynary i Basardi.

      Usuń