1 mar 2014

Od Rin'a C.D. Od Io


Nie da się ukryć, lot na smoku był wspaniały. Od zawsze chciałem zobaczyć jak to jest wzbić się w powietrze i oglądać świat z góry. Tym razem jednak, stało się to zbyt gwałtownie i po lądowaniu jeszcze długo próbowałem uregulować tętno. Mogłem to zrobić w spokoju, Io była całkowicie pochłonięta zabawą ze swoim przyjacielem. Przekomarzali się i ganiali ponad chmurami.
Obserwowałem to z dołu i czułem się już nieco lepiej, pomimo, iż szepty wciąż docierały do moich uszu. Na szczęście nie miały one ze mną nic wspólnego. Były to zwyczajne rozmowy między smokami, które przyszło mi słyszeć ze względu na demoniczne pochodzenie.
Nagle Shao zmienił kierunek i oglądając się za Io poleciał w głąb Smoczej Polany. Pobiegliśmy za nim, jednak zatrzymaliśmy się na jej skraju, keidy przed nami wyrósł głęboki wąwóz. Na jego dnie zielenił się bujny las, a mimo to spomiędzy drzew dostrzegliśmy zwierzęta, które na pewno nie były smokami.
Okazało się, że Smocze Góry są zapełnione nie tylko gadami, ale również i innymi różnorodnymi stworzeniami.
- Na co czekasz Rin? - zagadała zaaferowana Io, pewna, iż Shao chce jej wszystko pokazać. - Schodzimy na dół, nie?
- Wiesz... ja nie jestem pewien... - wymamrotałem. Jej entuzjazm był zbyt silny aby zrezygnować i wbrew mojej woli pochwyciła Kurikarę zawieszoną przez pasek na moim ramieniu, po czym przetransportowała moją osobę na dół.
Myślałem, że ją za to uduszę.
Ledwo znaleźliśmy sie na miejscu, a wilczyca pognała między drzewami w poszukiwaniu przyjaciela. Ruszyłem za nią powolnym krokiem, a szepty nasilały się. Po drodze napotkaliśmy wiele stworzeń. Niektóre słyszałem bardziej, inne mniej. Ich korzenie musiały być mieszane.
Nagle przede mną wyskoczył wielki kocur. A właściwie coś co do złudzenia przypominało kocura z rogami, dwoma ogonami i było większe od drzewa.

- Rin! - zagrzmiało mi w głowie jasno i wyraźnie. Demon. Rozejrzałem się, wadery brak, musiała pójść przodem i nie zauważyć zwierzęcia. - Gdzie Shiro*? - dodała istota. Natychmiast zrozumiałem, że przede mną stoi Kuro. Chowaniec ojca, tutaj mówią na takie pupilki dajmony.
- On... - poczułem zator w gardle i zanim dokończyłem musiałem chwilę odetchnąć. - nie.. żyje.
Te słowa do reszty rozjuszyły kocura. Był bardzo przywiązany do właściciela, także zaczął się miotać i wykrzykiwać "Kłamca!" 
Bezgranicznie wierzył w jego potęgę i żadna porażka nie wchodziła w grę. 
A jednak... jednak zmarł...
Przemówienie mu do rozumu zajęło mi tak długo, że zaczęła przerażać myśl jak Io może być już daleko. W ostateczności musiałem użyć siły. 
Kuro był zrozpaczony stratą, jednak loedy się uspokoił, przybrał rzmiary normalnego kota i mamrocząc coś, uparcie podążał za mną, kiedy ja szukałem wilczycy. Po jakichś dziesięciu minutach w końcu na nią wpadłem. 
-Gdzie ty znowu byłeś? -ofuknęła mnie. -Chodź, muszę Ci coś pokazać.

(io, kontunuuj.)





*"Ojczym" Rin'a nazywał się Shiro, podobnie jak jeden wilk tutaj. Proszę jednak nie pomylić ;p

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz