Droga do mojej jaskini upłynęła w ciszy. Weszłam do środka i szybko
pożegnałam się z basiorem. Ułożyłam się w zakamarku i zasnęłam. Gdzieś w
oddali słyszałam łopot skrzydeł Guardiana. Lawliet ruszył w stronę
własnego domu.
* Ranek, *
Było jeszcze bardzo wcześnie. Chłodny , żeśki poranek. Ptaki zaczęły już
swój ranny jazgot. Ktoś szwędał się niedaleko mojej jaskini.
Ignorowałam to. Z za jaskini słychać było mojego smoka. Człapał w stronę
wejścia do jaskini. Nagle rozległ się głośny warkot. Położyłam po sobie
uszy. On warczał na wszystko.
- Loony! - ktoś zawołał moje imię. Podniosłam głowę i ziewnęłam.
- Loony?!- w głosie słychać było strach. Wyszłam przez jaskinie. To
Lawliet. Guardian podchodził do niego na lekko ugiętych nogach. Syczał i
warczał na basiora. Podeszłam do smoka. Porozmawiałam z nim chwilę
tłumacząc żeby się tak nie zachowywał. Odleciał obrażony.
- Co tu robisz tak wcześnie?- zapytałam wilka.
- Zamierzałem zapolować! Tylko że twój smok nie był tym zachwycony.-mruknął poirytowany.
- Wybacz mu to. Nie lubi obcych.-powiedziałam. Lawliet parsknął ze złością.
- Zdążyłem zauważyć.- odparł.
< Lawliet ? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz