Spytacie zapewne, co się zmieniło?
Otóż odpowiedź brzmi- nic. Polowania, kłótnie z Kasumi, treningi i masa
różnych dziwnych rzeczy, czyli norma. Nie zamieszkałam z Tomem, co to
ot nie! Powydrapywalibyśmy sobie oczy, tego jestem pewna. Nie
chodziliśmy też cały czas obściskując się namiętnie i obejmując, myślę,
że tom rozumiał, że z taką wylewnością czułabym się zbyt osaczona.
Rozumiał… O to chyba chodzi w związku? O zrozumienie i obecność w razie
potrzeby. Szkoda, że wiele osób tego nie pojmuje. Choć zapadliśmy się
na jakiś czas pod ziemię i niezbyt interesowały nas wydarzenia watahy,
to spędzając wiele godzina na obrzeżach terenów sam na sam, cały czas
pełniliśmy nasze funkcje bet- znaczy się, jako tako. Wszystko
omawialiśmy słowie, a notatki robiliśmy wieczorami, gdy już siedzieliśmy
przy ognisku u mnie, bądź u Toma. Szczególnie tyczyło się to ślubu Kas i
Daraha, oraz Cassy i Damona. Poza Rinem i Jamesem to byli moi najbliżsi
znajomi w naszym małym społeczeństwie i bardzo nakręciłam się na rolę
druhny. Właściwie Deynara, beta watahy, dziewczyna Toma, tropicielka,
przyjaciółka paru osobistości i druhna, sprowadziła się po prostu do
Deynary druhny- to był teraz mój największy priorytet.
Był wieczór, jak zwykle jadłam posiłek sam na sam z Tomem, siedzieliśmy u niego po dwóch stronach małego płomienia.
- A tak właściwie, powinniśmy ubrać Jamesa w tą sukienkę, czy nie? –
zagadnęłam , a gdy Tom już nabierał powietrza, by odpowiedzieć, wtrącił
się kto inny.
- Nie będę nosił żadnych kiecek.
Srebrzyste cienie grały hipnotyzująco na jego sierści, nadając jej koloru płynnego złota.
- James! – zerwałam się na równe nogi. – Stary, jak ja cie dawno nie widziałam!
Wydął wargi i ściągnął brwi- wyglądał jak obrażone szczenię.
- No oczywiście- fuknął. – Tom jest bardzo wielofunkcyjny i o reszcie przyjaciół się już nie pamięta, co?
Zaśmiałam się, wiedziałam, że żartował. I faktycznie, chwilę później głos Jamesa zawtórował mojemu.
Gdy Tom zaproponował mu królika, ten tylko pokręcił głową i klapnął
przy ognisku, mówiąc, że już wszyscy jedli, ale my oczywiście nie
stawiamy się już na ogólnych zebraniach watahy. Czy dopadło mnie
poczucie winy? Nie.
Gawędziliśmy chwilę, aż w końcu musiałam zadać pytanie, które nie
trawiło mnie już od paru dni, za co dla odmiany poczułam się winna.
- Co u Zari?
Zdawałoby się, że powietrze stężało, a ogień zapłonął głośniej, gdy wszyscy zamilkliśmy.
James odchrząknął.
- Wszystko jest… okey. Tak, to dobre słowo – dodał. – Okay. I chce się z
tobą spotkać. Właściwie to po to tu przyszedłem – bo ona chce się
spotkać.
Zacisnęłam zęby, a Tom położył łapę na mojej łapie.
- Nie musisz iść.
- Muszę – odpowiedziałam, nie patrząc na niego. – Nie mogę udawać, że
nie znam mojej siostry, sumienie nie pozwoliłoby mi funkcjonować.
- A więc dobrze – powiedział James. – znajdzie cię gdzieś jutro.
I wyszedł.
<< Ciąg dalszy nastąpi. Ktoś jeszcze pamięta moje perypetie? D: >>
"Srebrzyste cienie grały hipnotyzująco na jego sierści, nadając jej koloru płynnego złota."
OdpowiedzUsuńWow. Czuję się zaszczycona. Fajny opis. XD
~ James(a dokładnie właścicielka ale mniejsza)