8 lut 2014

Od Deynary C.D. od Toma - "Z rodziną na zdjęciu, bla, bla, bla..."

Spytacie zapewne, co się zmieniło?
Otóż odpowiedź brzmi- nic. Polowania, kłótnie z Kasumi, treningi i masa różnych dziwnych rzeczy, czyli norma. Nie zamieszkałam z Tomem, co to ot nie! Powydrapywalibyśmy sobie oczy, tego jestem pewna. Nie chodziliśmy też cały czas obściskując się namiętnie i obejmując, myślę, że tom rozumiał, że z taką wylewnością czułabym się zbyt osaczona.
Rozumiał… O to chyba chodzi w związku? O zrozumienie i obecność w razie potrzeby. Szkoda, że wiele osób tego nie pojmuje. Choć zapadliśmy się na jakiś czas pod ziemię i niezbyt interesowały nas wydarzenia watahy, to spędzając wiele godzina na obrzeżach terenów sam na sam, cały czas pełniliśmy nasze funkcje bet- znaczy się, jako tako. Wszystko omawialiśmy słowie, a notatki robiliśmy wieczorami, gdy już siedzieliśmy przy ognisku u mnie, bądź u Toma. Szczególnie tyczyło się to ślubu Kas i Daraha, oraz Cassy i Damona. Poza Rinem i Jamesem to byli moi najbliżsi znajomi w naszym małym społeczeństwie i bardzo nakręciłam się na rolę druhny. Właściwie Deynara, beta watahy, dziewczyna Toma, tropicielka, przyjaciółka paru osobistości i druhna, sprowadziła się po prostu do Deynary druhny- to był teraz mój największy priorytet.
Był wieczór, jak zwykle jadłam posiłek sam na sam z Tomem, siedzieliśmy u niego po dwóch stronach małego płomienia.
- A tak właściwie, powinniśmy ubrać Jamesa w tą sukienkę, czy nie? – zagadnęłam , a gdy Tom już nabierał powietrza, by odpowiedzieć, wtrącił się kto inny.
- Nie będę nosił żadnych kiecek.
Srebrzyste cienie grały hipnotyzująco na jego sierści, nadając jej koloru płynnego złota.
- James! – zerwałam się na równe nogi. – Stary, jak ja cie dawno nie widziałam!
Wydął wargi i ściągnął brwi- wyglądał jak obrażone szczenię.
- No oczywiście- fuknął. – Tom jest bardzo wielofunkcyjny i o reszcie przyjaciół się już nie pamięta, co?
Zaśmiałam się, wiedziałam, że żartował. I faktycznie, chwilę później głos Jamesa zawtórował mojemu.
Gdy Tom zaproponował mu królika, ten tylko pokręcił głową i klapnął przy ognisku, mówiąc, że już wszyscy jedli, ale my oczywiście nie stawiamy się już na ogólnych zebraniach watahy. Czy dopadło mnie poczucie winy? Nie.
Gawędziliśmy chwilę, aż w końcu musiałam zadać pytanie, które nie trawiło mnie już od paru dni, za co dla odmiany poczułam się winna.
- Co u Zari?
Zdawałoby się, że powietrze stężało, a ogień zapłonął głośniej, gdy wszyscy zamilkliśmy.
James odchrząknął.
- Wszystko jest… okey. Tak, to dobre słowo – dodał. – Okay. I chce się z tobą spotkać. Właściwie to po to tu przyszedłem – bo ona chce się spotkać.
Zacisnęłam zęby, a Tom położył łapę na mojej łapie.
- Nie musisz iść.
- Muszę – odpowiedziałam, nie patrząc na niego. – Nie mogę udawać, że nie znam mojej siostry, sumienie nie pozwoliłoby mi funkcjonować.
- A więc dobrze – powiedział James. – znajdzie cię gdzieś jutro.
I wyszedł.

<< Ciąg dalszy nastąpi. Ktoś jeszcze pamięta moje perypetie? D: >>

1 komentarz:

  1. "Srebrzyste cienie grały hipnotyzująco na jego sierści, nadając jej koloru płynnego złota."
    Wow. Czuję się zaszczycona. Fajny opis. XD
    ~ James(a dokładnie właścicielka ale mniejsza)

    OdpowiedzUsuń