- No racja... - stwierdziłem - Jesteś głodna?
- Nie za bardzo... - odpowiedziała
Nastała trochę niezręczna chwila ciszy.
- No to co teraz? - zapytałem
- Może przechadzka? - zaproponowała
- Przechadzka? - zdziwiłem się
- Tak, przechadzka.
Przeszła kilka kroków i odwróciła głowę w moją stronę.
- Idziesz?
- No pewnie! - stwierdziłem
Szliśmywciąż przez las. Było spokojnie... do czasu. Sourghe wyprzedziła
mnie o kilka kroków. Ja ją dogoniłem i ona znów przyśpieszyła na chwilę
z niewinną miną. Dogoniłem ją ponownie i ona teraz pościła się przed
siebie szaleńczym biegiem.
- Ej! Czekaj! - zaśmiałem się w głos
Zacząłem ją doganiać.
- Nie nadążasz? - zapytała spoglądając na mnie kontem oka.
Rzuciłem na najwyższy bieg. Biegliśmy teraz łeb w łeb. I nagle
usłyszeliśmy potężny grzmot a następnie piorun. Po chwili zaczęło padać i
to bardzo mocno. Zacząłem ją wyprzedzać, no cóż byłem w swoim żywiole.
- Ej to nie fair! - zaśmiała się
Chciałem coś odpowiedzieć ale nagle Sourghe się poślizgnęła, popchnęła
mnie i ja też upadłem. Było takie błoto że sunęliśmy tak po ziemi kilka
metrów. Aż w końców zaczymaliśmy się przed jaskinią - przed moją
jaskinią.
- Chodź do środka! - zawołałem
- A jak mieszka tam jakiś zwierz?
- To jest moja jaskinia. - uśmiechnąłem się do wadery
< Sourghe? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz