Wynurzyłam głowę z wody, która tak przyjemnie zmywała ze mnie kur, pot i
zaschniętą krew. Tak na prawdę nie był to strumień tylko rzeczka, wąska -
do przeskoczenia, coś około trzech, w porywach do czterech metrów - ale
głęboka na jakieś dwa i pół metra.
Zaczerpnęłam haust powietrza i potrzepałam głową, a mokre kropelki
dosięgnęły Arduina, patrzącego na mnie z pobłażliwym uśmieszkiem i
dziwnym wyrazem oczu.
- Czemu tak sterczysz? - zapytałam, bryzgając czarnymi skrzydłami o
krystaliczną wodę. Nie odpowiedział, a ja zamiast tego wspięłam się
przednimi łapami na brzeg i zrzuciłam go gwałtownym ruchem skrzydła i
zanurkowałam zaraz za nim.
<< Ardinie, wena wróciła? >>
Przepraszam za błąd w imieniu :P
OdpowiedzUsuń