Był piękny jesienny poranek, postanowiłam przebiec się po terenach
watahy. Biegłam spokojnie drogą gdy nagle ''coś'' , a właściwie ktoś
stanął mi na drodze, przez co przewróciłam się lądując w krzakach
dzikiej róży.
- Auć! - mruknęłam podnosząc się z ciernistych gałęzi.
- Może być trochę uważała gdzie lecisz, co? - burknął
- Ekhm...! Słucham, bo chyba nie usłyszałam?! Ja mam uważać gdzie idę, to
Ty szedłeś samym środkiem drogi i mogłeś się odsunąć! - warknęłam
otrzepując się z liści
- Biegłaś, a nie szłaś i nie mogłem Cię wyminąć, bo Cię nie zauważyłem. - uciął.
- No to radzę otworzyć ''śliczne oczęta'' i zacząć uważać!
< Morthe?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz