Siedziałem na jakimś pustkowi za Magic Forest. Nagle usłyszałem
szelesty. Wystawiłem łeb, żeby zobaczyć co to. Czemu zawsze mi się jakaś
samica nawinie?! Różowa wadera nie pasowała do tego otoczenia.
Wyszedłem zza wzgórza. Już z daleka widziałem, że jestem wyższy od
wilczycy. Gdy ta mnie zobaczyła, zaczęła cofać się, przerażona. Wiem, że
się mnie boją ale aż tak. Obejrzałem się za siebie. O, Ooo… To nie mnie
się bała… za mną był dosłownie gigantyczny smok.
Zapewne miał tu legowiska. Oj… To samica. Jak ma młode będzie kiepsko. Smoczyca, zeszła z kamienia i ruszyła w moim kierunku.
- Wiej!!! – krzyknąłem do wadery.
Sam zająłem się smokiem. Zadałem mu największy ból jaki potrafiłem, ale
ten zdążył mnie podciąć i tym samym porządnie poharatać. Wylądowałem
spory kawał dalej. Z okolicy klatki piersiowej, ciekła stróżka krwi.
Smok… poszedł. Spróbowałem zacząć się czołgać. Ledwo, ale dałem radę.
***
Gdy dotarłem do Magic Forest, nie miałem żadnych sił. Za drzewami
ujrzałem Kasumi. I w tym momencie, poczułem jak opada mi łeb i tracę
przytomność.
< Kasumi? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz