Odchodziłem w nieznane. Mijałem ośnieżone drzewa pełne zwisających z
gałęzi sopli, wszystkie wyglądały tak samo. Bez Kasumi będzie mi
strasznie smutno, w końcu to moja przyjaciółka... Pomiędzy drzewami
przebiegła sarna, zawróciłem w dzikiej gonitwie za zwierzynom. Skoczyłem
na sarnę, wbiłem kły w jej kark, padła bezwładnie. Po chwili leżała w
kałuży krwi, ale nie zwykłej, tylko złotej... Rozejrzałem się
zdezorientowany, nie bylem już w tym samym lesie, naokoło mnie były
drzewa cale we krwi, a na ziemi leżały sterty kości i wnętrzności! Tak
jak myślałem, dotarłem do krainy strażników Samarii. Miejsca, którego
władcą był Respire, tu także się wychowałem i sam miałem być
strażnikiem. Do czasu kiedy mój niby "ojciec" mnie wygnał.
- " I jak tam? " - usłyszałem w głowie głos Kasumi.
- Nie najlepiej, mam teraz spore kłopoty, wezwij wszystkich, bo Respire
wysłała strażników, aby was pojmać. - mruknąłem zmartwiony.
- " Dobrze, już wysyłam wiadomość, aby do mnie szybko przybyli. " - odpowiedziała Kasumi.
Na nos kropla mi kropla krwi z jednej z gałęzi. Oblizałem się, jak dawno
nie czułem smaku tej krwi. Usłyszałem wycie strażników pędzących na
łowy. Schroniłem się w jaskini zbrojnej, założyłem jedną ze zbroi, aby
wtopić się w tło. Wziąłem w pysk dzidę i tarcze. Wyślizgnąłem się
niepostrzeżenie z jaskini. Ruszyłem w stronę zamku Respire. W
przepaści, przed którą prowadził most przechodzili strażnicy z calom
watahom życia zakutej w kajdany! Rozłożyłem skrzydła lecąc w przepaść.
Zabiłem większość strażników, a reszta uciekła, zaprowadziłem wilki do
wielkiej jaskini, w której za wejście prowadziła szczelina. Kiedy
wszyscy byliśmy bezpieczni rzuciłem Kasumi rozkojarzone spojrzenie.
- Co wy tutaj robicie? - spytałem obnażając kły, zaczęła się ujawniać
moja niszczycielska natura, ale po chwili zadałem to pytanie
spokojniejszym tonem. - Co się stało, znaleźli was? - spytałem siadając.
< Kasumi? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz