26 paź 2013

Od Shadow`a C.D. od Noche - "Kac Wolfs"

- Oeee... - zacząłem zdziwiony wiadomością, ze do poniedziałku nie staniemy przed sędzią bo nie mieliśmy tyle czasu. - To niemożliwe, jutro musimy być z powrotem w swojej watasze na ślubie.
- Ukradliście smoka! - stwierdziła tęga wojownicza xD.
- Nic nie ukradliśmy, znaleźliśmy. - powiedział Noche.
- Zasłużyliśmy raczej na nagrodę. - wtrącił James.
Wadera skrzywiła się spoglądając na mojego brata(Jamesa) a wilk-wojownik kontynuował:
- Codziennie widuję takich dupk*w. - w tedy wilczyca w trąciła krótkim "No!" - Jedźmy do Lasu! - w tedy zaczęli wymachiwać łapami a wilczyca mówiła: "No! Juchu" - Pochlajmy sobie! - Nadal wymachiwali łapami, a wilczyca mówiła swoje "Juchu!" - Zwędźmy smoka, to świetny dowcip. - w tedy skończyli machać łapami.
- Ma się wam upiec?! - spytała wojowniczka.
- NIE TU! - powiedział wilczur. - Nie tu!
- Eeee... - zacząłem bo zdziwiła mnie ich wykład... - Proszę pana... - parzyli mi prosto w oczy jakby chcieli sprawdzić czy nie kłamię po źrenicach, których nie mam xD - Jeśli mogę, zakładam, że ten smok należy do was, a raczej za niego odpowiadacie (bo ten smok jest strażnikiem niebios, a nie "wojownikiem")
- Tak. - powiedział bezdźwięcznie wojownik.
- Nie jestem wojownikiem - skłamałem, bo jestem wojownikiem xD i dalej kontynuowałem. - Ani bohaterem, jestem Nauczycielem. - znów skłamałem. - Ale gdyby na wycieczce zaginął jeden z moich uczniów - westchnąłem. - Jak bym wyglądał?
- Do czego pan zmierza? - spytał wilk.
- No właśnie. - powiedział Noche patrząc na mnie zdziwiony.
- Każdy dba o wizerunek. My musimy zdążyć na ślub, a wam nic po gadaniu do paru obmierzłych turystów, którzy pożyczyło "waszego" smoka, ale możemy się dogadać. Dyskretnie, rzecz jasna. - odczekałem chwilę patrząc na wojowników. - Co wy na to?
Wojowniczka zaczęła przeglądać jakieś papiery, podsunęła drugiemu pod nos i wskazała jakąś z zapisanych linijek, a wojownik roześmiał się krótko co mnie trochę ucieszyło.
- Zapytam o coś. Czy któryś z was ma jakąś wadę serca czy coś takiego... - powiedział.
- Eeee... Nie - odpowiedziałem po krótkim namyśleniu.
Zaprowadzili nas do sali pełnej dzieci.
- Dzieci, mamy dla was coś ekstra. - powiedział wojownik. - Ci panowie zgodzili się zademonstrować, jak obezwładnić podejrzanego prądem. - szczeniaki było zadowolone, gdy to usłyszały.
- Co? - spytał zdziwiony Noche, ale nie usłyszał odpowiedzi.
- Można go użyć dwojako. Z bliska. - przyłożył Nochowi do szyi swoją łapę, zauważyłem jak poleciały iskry, Noche wrzasnął "Aaaa!" i padł nieprzytomny na ziemię a szczeniaki się roześmiały,a ja byłem przestraszony. - Lub, strzelając piorunem z dystansu. Ktoś chce postrzelać? - chmura łap szczeniaków uniosła się do góry. - Może ty młoda damo? - wskazał ciemnobrązową, miejscami karą młodą wilczycę. - Chodź tutaj. - młoda wstała i podeszła. - Chodź przystojniaczku. - wskazał ni to na mnie, ni to na Jamesa. Mój brat zrobił, krok to przodu. - Nie ty gruby Jezusie, ty pięknisiu. - byłem zszokowany, po pierwsze tym, że Jamesa nazwał grubym Jezusem, a mnie pięknisiem (?). Po drugie tym, że miałem iść w pewnym sensie na rzeź! - To bardzo proste, trzeba wycelować, wymierzyć i strzelić. - powiedział, po czym odsunął się na bok.
- Ok, nie chcesz tego robić. - próbowałem się wyratować, poprzez swoje "umiejętności psychologiczne" gdy ona wycelowała prosto w moją klatkę piersiową łapą, a ta zaczęła się elektryzować (to był szczeniak elektryczności).
Mała spojrzała nie pewnie na wojownika, który powiedział:
- Potrafisz, zrób to.
Znów wymierzyła we mnie.
- To wariat, przemyśl to. - powiedziałem to co myślałem o tym za przeproszeniem dupku, który nas tu przyprowadził.
- Wykończ go! - krzyknął.
Mała strzeliła, mi prawie w krocze xD , ale jednak nieco wyżej. Zacząłem się zwijać z bólu, nie miałem za bardzo siły krzyczeć, kucnąłem, a potem już całkiem sparaliżowany, przewróciłem się na bok.
- Piękny strzał! - usłyszałem tego debila, a wszyscy się roześmiali i zaczęli klaskać.
Ja jednak byłem przytomny, na nieszczęście, bo to piekielnie bolało. Za uwarzyłem, że całkiem zdezorientowany James też bił brawo.
- Jeszcze jeden wilk, jeszcze jeden strzał, - zaczął wojownik... - Ktoś chce postrzelać?
Wskazał naprawdę jasnego szczeniaka, który od razu wstał i podszedł bez słowa. To był ten, na którego James warczał przed przesłuchaniem, bo chciał w niego rzucić kamykiem...
- Ok, instrukcje bez zmian.
Szczeniak, z wściekłością w oczach i skupieniem na twarzy wymierzył łapą w Jamesa, która, zaczęła mu się elektryzować... wilczek elektryczności, chyba tak jak wszyscy... James, stał nieruchomo czekając na swój "koniec".
Mały wycelował w brzuch...
- Bardzo dobrze, skupienie, oko tygrysa. - mówił ten sam głupi wojownik, a mały wycelował w pysk. - Masz we władaniu ponad 50 tyś, woltów. Dosiądź tej błyskawicy. - mały strzelił mu prosto między oczy. Mój brat zaczął się trząść, ale nie upadał. Wszyscy znów zaczęli się śmiać... - Wciąż stoi! - jeden ze szczeniaków zapiszczał ze strachu. - Spokojnie, już to widzieliśmy. - przyłożył mu do szyi łapę, iskry, znów poleciały, James wrzasnął: "Aaaa!", padł nieruchomo... a oni znów się zaśmiali.... - Misie Puchatki musza dostać dwa razy.

***

- Pieprz*ć ich! - zaczął wulgarnie Noche, kiedy byliśmy już na placu z zaginionymi rzeczami, czekaliśmy na smoka Jamesa czy tam Daraha i nie mieliśmy już mojego smoka : ( - Wszystkim powiem, że ukradliśmy smoka!
- Puścili nas, kogo to obchodzi? - spytałem.
- Mnie! Nie można strzelać w kogoś prądem bo wydaje się to śmieszne. To brutalność policji! - Noche po tych słowach głęboko westchnął, a potem dodał. - Napiję się. Chcecie coś?
- Nie. - powiedziałem krótko.
Noche poszedł do nory, która, była tuż obok zapewne po picie.
- Ciągle gada. - powiedziałem do siebie, kiedy byłem pewny, że mnie nie słyszy. Mówiłem tak bo łeb mi pękał po tym co się stało. - James? Nic ci nie jest? - spytałem brata bo stał bez słowa, co było nie co dziwne...
- Martwię się. A jeśli Daraha spotkało coś złego?
- Nie myśl tak. - chciałem go pocieszyć.
- A jeśli on nie żyje? Nie mogę znów stracić kogoś bliskiego. - (chodzi o to, że to narzeczony Kasumi, więc on chyba myśli, że to już jego rodzina). - To dla mnie, zbyt duży ból. Tak było mi źle jak zmarł ojciec.
- Darahowi nic nie jest.
- To czemu nie "dzwoni"?
- Nie, wiem, ale się dowiemy.
Wrócił Noche mówiąc:
- 6 do 1 że nasz smok to kupa "złomu" z poszarpanymi uszami, ogonem, i bez jednej łapy.
- Noche, nie teraz. - powiedziałem.
- O ile się założysz że to już trup? - spytał poirytowany Noche, jakby nie słyszał tego co powiedziałem wcześniej.
- Dość, - powiedziałem głośno, podszedłem do Noche zacząłem mówić szeptem, tak, aby James nie słyszał. - On naprawdę się martwi, nie stresujmy go bardziej.
- Przepraszam James. - zaczął Noche podchodząc do mojego brata. - Wiesz co, poszukamy na nim jakiś śladów i wszystko będzie dobrze.
Usłyszeliśmy dźwięk nadchodzącego smoka.
- O nie, nie mogę patrzeć. - powiedział Noche, zamykając oczy.
Ja odwróciłem się. Po chwili z powrotem się odwróciłem i zobaczyłem smoka bez żadnych ran.
- Wow! - zdziwił się Noche. - Bogu dzięki.
- Widzisz? - powiedziałem do Jamesa. - Będzie dobrze.
Pojechaliśmy z tamtego miejsca, pojechaliśmy, bo ten smok nie umiał latać, a raczej umiał tylko chyba się fochnął...
Rozglądaliśmy sie, czy nie ma jakiś wskazówek.
- Macie coś? - spytałem, po tym jak rozglądałem się w przedzie, nadal kierując.
- Cygaro. - powiedział Noche.
- Jakąś czarną bezpalcową rękawiczkę. - stwierdził James.
- Damska? - Spytałem.
- Nie wiem. - powiedział, podał Nochowi.
- Męska. - stwierdził Noche.
- Dziwne... - powiedziałem.
Nagle James wyrwał ją Nochowi, wsadził do niej jakiś kamyk i wrzucił we mnie, a ja prawie spadłem z smoka, którego chwilę potem zatrzymałem.
- Co jest do diabła?! - krzyknąłem, bo przesadził. - Musimy wsiąść się w garść!
James kiwną potakująco głową. Nagle coś usłyszeliśmy, jakby zduszone krzyki.
- Co to? - spytał mój brat.
- W przełyku... - stwierdził Noche.
- Darah jest w pysku smoka! - krzyknąłem.
Wszyscy zeszliśmy ze smoka.
- Wypluj go!!! - krzyknęliśmy.
On posłusznie, lecz nieco niechętnie zwrócił jakiegoś basiora. Razem z kolacją... ale to nie był Darah. Był rudy i miał związane łapy.
Jednak bez słowa wzleciał z jakieś 2 cm nad ziemię, błyskawicznie podleciał do Noche, podciął go ogonem, poleciał do mnie. Oberwałem z łba w brzuch, potem poleciał do Jamesa.
- Spokojnie. Dam ci swoja wodę, abyś mógł się opłukać... - nie skończył, bo go też podciął, wzniósł się wyżej i odleciał, a my zwijaliśmy się z bólu...

< James? Noche? >

1 komentarz: